Jak narysować wróżkę. Każda mała dziewczynka chciałaby być wróżką. Staramy się uszczęśliwiać najmłodszych, proponujemy maluszkom aby same narysowały wróżkę i pomalowały ją w ulubione kolory. Podziel się ze znajomymi: Udostępnij.Malowanki seria 1 – Maloząbkowanki – 40 szt. cena jednej sztuki: 0,80 zł Malowanki w formie szytych książeczek w formacie A-6. Pakiet zawiera 40 sztuk malowanek. Stomatologiczne zadania w książeczkach to: obrazki do malowania, labirynt ząbkowy, punkty do połączenia - by powstał rysunek i wiele innych. Miłej zabawy! książeczki Dobra szkoła Pana Bobra cena jednej sztuki: 1,50 zł Książeczki Dobra szkoła Pana Borna to doskonała lektura. W tej kolorowej i wierszowanej książeczce - Pan Bóbr uczy swoich uczniów jak dbać o ząbki. Gumka ząbek 10 szt. cena jednej sztuki: 1,7 zł Gumeczki do ścierania w kształcie ząbka. Pakiet zawiera 10 szt. Skaczące szczęki 12 sztuk cena jednej sztuki: 4,50 zł Skaczące szczęki to nieustająco hit nad hitami. Aby się pośmiać, wystarczy tylko nakręcić szczękę i murowana dobra zabawa! Wesoły prezent i dla dużego i małego Pacjenta. Pakiet zawiera 12 sztuk. Malowanki seria 3 – Czaroząbkowanki – 40 szt. cena jednej sztuki: 0,80 zł Malowanki Czaroząbkowanki to 40 sztuk szytych książeczek, formatu A-6. Poza obrazkami do malowania dzieci mają do pokonania labirynty, a także zadania pobudzające myślenie. książeczki Wyprawa po ząbkowe zdrowie cena jednej sztuki: 1,75 zł książeczki Wyprawa po ząbkowe zdrowie w wierszowanej historyjce opisuje jak istotne jest dbanie o ząbki i piękny uśmiech. Pakiet zawiera 20 szt. książeczek. książeczki O tym, jak Amelka Książeczki O tym jak Amelka mała ząbki prostowała - to wierszowana historyjka. Opowiada o tym jak dziewczynka wreszcie zadbała o swój piękny uśmiech. Edukatorki Mediaflorka i Mediaflorki 20 sztuk Edukatorki Mediaflorka i Mediaflorek to bajeczka, w której tytułowi bohaterzy uczą dzieci jak mądrze się odżywiać, jak myć ząbki i jak higienicznie działać, aby ząbki były piękne i zdrowe.
blog o książkach dla dzieci, małe wielkie książki, bajki dla dzieci, książki dla dzieci, bajki na dobranoc, książki dla dzieci blog recenzje
Poradnik dodany przez: konto_usunięte 76391 Surykatka w formie komiksowej. Zobacz jak ją narysować. Składniki: Kartka papieru i ołówek Do poradnika Jak narysować surykatkę przypisano następujące tagi: rysowanie komiks zwierzę surykatka Skomentuj poradnik Poradnik Jak narysować surykatkę skomentowało 23 osób. Pozostało 1500 znaków Komentarze Ładuję komentarze...
Kochani, w razie gdybyście zastanawiali się jak narysować niedźwiedzia brunatnego na konkurs plastyczny z okazji Happy Bears Day! Międzynarodowy Dzień Niedźwiedzia spieszymy Wam z pomocą. Nasza wspaniała wolontariuszka Ala właśnie przesłała nam z Londynu kolejny film z serii DIY i poprowadzi Was przez meandry niedźwiedziej anatomii.(0-7 lat) Historia z dziejów Wróżki Zębuszki. Pierwsze opowiadanie dla dzieci z serii krótkich bajek motywacyjnych. Bajka motywująca dziecko do wiary we własne siły i marzenia. Czytanka ukazuje sytuacje, z którymi dziecko może spotkać się w codziennym życiu. Opowiadanie daje dziecku do myślenia i motywuje je do działania, aby miało odwagę walczyć o swoje przekonania. Biały, mleczny ząbek leżał wygodnie na kremowym, bawełnianym prześcieradle. Przykryty dokładnie przez białowłosą dziewczynkę, białą poduszką z poszewką w skrzydlate księżniczki o różowych skrzydełkach. Julia specjalnie wybrała taką poszewkę na dzisiejszą noc. Ta noc będzie magiczna. Tylko zaraz, zaraz. Od kiedy małe, białe mleczne zęby śpią razem z dziećmi w łóżku?! O tym opowiem Wam później… *** Tymczasem, kilometr dalej, na rozdrożu leśnych ścieżek, słychać było niewyraźne dźwięki. – Na lewo las, na prawo las, a stara wróżka zagubiła się po pas — śpiewała skrzydlata, drobna postać — Gdybym nie zużyła reszty magicznego proszku na kupno tych paskudnych krasnali ogrodowych, od przydrożnego liska handlarza. Mogłabym teraz wysłać wiadomość do centrali a tak…. Od początku, te chytre oczy wydały mi się podejrzane. Tak pięknie przekonywał, takie rabaty dawał, że trudno było odmówić. Na koniec, jeszcze darmową dostawę pod sam domek, na szczycie dębu, zaoferował. Stara ja i głupia, eh. Przecież taki jeden krasnal, nie dość, że całą dziuplę zajmie, to gdzie ja postawię pozostałych dwanaście?! Lisek jak tylko w łapki dostał sakwę z magicznym proszkiem, ulotnił się szybko niczym wata cukrowa w rękach trzyletniego dziecka. Nawet o adres dostawy nie zapytał. Pewnie tych krasnali nawet nie zobaczę, więc nie ma się co dodatkowo zamartwiać. Żebym to ja tylko przypomniała sobie drogę do naszej wioski. Cala torba mlecznych zębów nie może się zmarnować. Już tylko piętnaście godzin zostało do czasu, aż ich magiczne właściwości się przeterminują i zostanie z nich tylko szkliwo. *** W Centrali Wróżek był ruch jak w mrowisku. Nikt jednak nie zderzał się ze sobą ani nie powodował wypadków. Cały system był płynny jak na najbardziej zaawansowanej autostradzie. Wszyscy znali swoje zadania. Nikt się nie wywyższał. Nikt nie próbował wykonywać pracy nie zgodnie z ustalonymi od wieków zasadami. Nikt też nie próbował zmienić panującej tu hierarchii i organizacji pracy. Planowanie zawodu każdego, magicznego mieszkańca tej krainy, zaczynało się zaraz po urodzeniu. Gdy mała wróżka wychodziła z brzuszka mamy, przychodził do jej domu Wróż Nadzorca. Z wielkiej teczki, wykonanej z ogromnych liści bananowca, wyciągał ogromną, skórzaną Księgę Zawodów. Otwierał ją z delikatnością motyla, po czym zakładał na swój mały, ziemniaczany nosek, okrągłe okulary na bambusowych oprawkach. Swoim spiczastym palcem, zmieniał strony, aż dotarł do działu Zapotrzebowanie. Sprawdzał tam z wielką skrupulatnością, ile wróżek odejdzie za pięć lat na emeryturę i jakie działy potrzebują pilnie rąk do pracy. Dlaczego za pięć lat zapytacie? Tak to już działało się w społeczeństwie wróżek. Przez pierwsze pięć lat, młode wróżki miały czas, aby nauczyć się podstawowych umiejętności magicznych. Latania, zakradania się i najważniejszych – czytania i pisania. Następnie zostały przydzielane, przez Wróża Nadzorcę, do pracy i zostawały tam na następnych tysiąc lat. Nikt później nie pytał wróżek czy praca im odpowiada. Czy to jest to, co chcą robić do emerytury? Czy mają jakieś prywatne, czy zawodowe marzenia? Przez tysiące lat ten system się sprawdzał i nie było ani jednej wróżki, która próbowałaby zmienić panujące w Centrali zwyczaje. Gdy dziesięć lat temu, Wróż Nadzorca szedł do kolejnej, nowo narodzonej wróżki, czuł w powietrzu dziwne zawirowania Magii. Nie czuł takiego niepokoju od prawie tysiąca lat. *** Dwa listki mięty — aby moc poszła w pięty. Trzy krople rosy — aby nie gubiły się po drodze włosy. Jedna kora dębu — aby skrzydełka dostały porządnego rozpędu. Ćwierć świeżego zęba mlecznego — aby zyskać wyglądu niewidzialnego. Tę regułkę znała na pamięć każda wróżka, której zadaniem było zbieranie i mielenie składników na magiczny proszek. Bez niego żadna magiczne stworzenie z Centrali nie mogło wykonywać swoich obowiązków. Choć praca niezwykle ważna, była dość nudna i monotonna. Przez to, wszystkie wróżki pracujące w Fabryce Magicznego Proszku marzyły skrycie, aby zostać najważniejszą z wróżek. Wróżką Zębuszką. Wiedziały jednak, że istniały tylko dwie sytuacje, w których mogło się to wydarzyć. Trzeba było się narodzić akurat w tym dniu, od którego licząc pięć lat, jedna z siedmiu, żyjących na świecie Zębuszek, przejdzie na emeryturę. Nikt jednak na dzień swoich narodzin nie ma za bardzo wpływu. W drugiej sytuacji jedna z Zębowych wróżek musiała bardzo zachorować, co uniemożliwiałoby jej wykonywanie obowiązków. Wtedy trzebaby było zorganizować wielki, otwarty test dla wszystkich zainteresowanych nową posadą. To się do tej pory zdarzyło tylko raz w historii istnienia Centrali. Nie myślcie, że na świecie istniały jedynie Wróżki Zębuszki. Poza nimi były jeszcze inne, równie ważne i istotne dla magicznego społeczeństwa. W Centrali pracowały jeszcze Wróżki Pocieszycielki, Wróżki Odnajduszki albo Wróżki Ogrzewające w Nocy Odkryte, Zimne dziecięce Nóżki. Jednak to tylko Wróżka Zębuszka mogła codziennie wylatywać i poznawać wielki i zagadkowy świat. Tylko ona przynosiła codziennie różne ciekawe historie pełne emocji i przygód. Tylko ona, na pierwszy rzut oka, spełniała swoje marzenia. Nic dziwnego, że wszyscy jej zazdrościli. Tylko czy ona sama cieszyła się z wykonywanych obowiązków? Nikt jej przecież nigdy o to nie zapytał. – Lena! Może dorzucimy tym razem trochę proszku chilli? – zapytała koleżankę jedna z wróżek, siedząca po przeciwnej stronie stołu produkcyjnego. – Jak ostatnio doprawiliśmy go wyciągiem z wodorostów, Zębuszka przez tydzień miała zielone skrzydełka, a gdy stawała się niewidzialna, zostawiała po sobie drobinki zielonego pyłku. Wielu rodziców, dotąd się zastanawia, skąd pod poduszką ich dzieci wzięła się pleśń przez jedną noc. Nie wiedzą tylko, że to nie jest pleśń. – roześmiała się w odpowiedzi Lena. – Już tylko dziesięć lat zostało Zębuszce do emerytury. Może starczy już tych żartów. I tak podobno coś u niej nie tak z pamięcią. Nie dokładajmy jej kolejnych zmartwień. – podsumowała koleżanka, chowając do kieszeni czerwony proszek. Lena, tylko dla potwierdzenia, skinęła głową. Gdy po raz kolejny powtarzała w głowie skład mieszanki, w całej Centrali rozległ się głośny, diamentowy alarm. *** Julię obudził pierwszy promyk słońca. Wdarł on się przez ciasno zaciągnięte, grube, różowe zasłony i niczym słonecznym paluszkiem, pogładził dziewczynkę po lewej powiece. Tyle wystarczyło, aby otworzyła na raz obie, ukazując duże, okrągłe, turkusowe oczy. Z ekscytacji usiadła niczym wystrzelona z procy. Pierwsza myśl, która pojawiła się w jej mądrej głowie, była tą samą, przez którą wczoraj tak długo nie mogła zasnąć. Wróżka Zębuszka i pierwszy biały ząbek czekający pod poduszką. Julia wsunęła sprawnie małą, drżącą rączkę pod wygodną poduszkę. Chwile musiała poszukać, przesuwając ręką raz w prawo, raz w lewo. W końcu złapała coś. Coś, czego nie spodziewała się tam znaleźć. Powinna odszukać zupełnie inną rzecz niż to, co teraz trzymała przed sobą w zaciśniętej mocno pięści. Otworzyła powoli rączkę, aby się upewnić, że to, co trzyma, to jest to, co powinno zniknąć stąd kilka godzin temu. Na otwartej dłoni, zamiast lśniącej monety, Julia trzymała mały mleczny ząbek. Ten sam, który wczoraj z taką determinacją wyciągnęła sobie przed lustrem w łazience. Ten sam, który kosztował ją tyle bólu i łez. Teraz leżał tam i zamiast zamienić się na lśniącą, okrągłą monetę szczęścia, przemienił początkową ekscytacje dziewczynki w niedowierzanie i smutek. Julia zaniosła się płaczem. – Wiedziałam, że opowieści o wróżkach to tylko bujdy na resorach. Wiedziałam! – krzyczała. Cisnęła ząb w przeciwległy koniec łóżka, ubrała kapcie wyglądające jak jednorożce-bliźniaki i wybiegła energicznie ze swojego pokoju, kryjąc twarz w dłoniach. Mieszkali z rodzicami na wsi. Było okropnie gorące lato i mama Juli często otwierała drzwi wejściowe, aby więcej powietrza wpadało do środka. Julia skorzystała z okazji i nie myśląc o konsekwencjach, bez pytania mamy, wybiegła na dwór. Zaczęła biec przed siebie żwirową drogą w kierunku lasu, aż tu nagle, tuż pod lasem, przewróciła się o coś, co nie powinno się tam znaleźć. *** Alarm w Centrali Wróżek huczał wszystkim w głowach. Rodzaj Diamentowy oznaczał najwyższy stopień zagrożenia. Mogło to być bezpośrednie zagrożenie życia, bezpieczeństwa osady lub ryzyko nagłego wstrzymania produkcji Magicznego Proszku. Przekaz powtarzał się, jak nagrany na kasetę magnetofonową i brzmiał tak: „Wróżka Zębuszka zaginęła. Nie odpowiada na żadne próby kontaktu. Zbiór zębów, produkcja Magicznego Proszku i szczęście dzieci jest zagrożone. Przedstawiciele wszystkich zawodów, w trybie natychmiastowym, mają zgłosić się do Wróża Nadzorcy” Zatrzymały się linie produkcyjne . Wszyscy pracownicy wstali i gorączkowo, bez planu, chodzili w kółko, łącząc się w losowe grupy, dyskutując, co mogło się stać. Po dokładnie siedemnastu minutach, w wielkich głośnikach, rozległ się solidny, pewny siebie, głos Nadzorcy: – Wróżki Odnajduszki wyleciały właśnie na poszukiwania. Musimy, na wszelki wypadek, wybrać czym prędzej zastępstwo dla Zębuszki. Pozostało już tylko dziesięć godzin do kolejnych, conocnych zbiorów. Pozostali mieszkańcy Centrali, mają zatem dwie możliwości. Kto chce, może wrócić do swoich stałych obowiązków. Pozostali, zainteresowani nową posadą, niech przygotują się do Wielkiego Testu. Taka sytuacja miała miejsce tylko raz, wieki temu, więc dla przyspieszenia rekrutacji, muszę Was poinformować, czego ten test będzie dotyczył. Idealny kandydat lub kandydatka muszą: – Ponadprzeciętnie latać, – Czytać i pisać zgodnie z zasadami ortografii, – Umieć korzystać z Magicznego Proszku i znać jego skład, – Lubić dzieci i umieć dochowywać ich sekretów, – Umieć skradać się cicho jak mysz pod miotłą. – Wszyscy zainteresowani, którzy czują się na siłach, proszeni są o zgłoszenie się do mnie, Wróża Nadzorcy, niezwłocznie! Czas to zdrowe mleczne zęby, lecz na razie, działa na naszą niekorzyść, jak próchnica na jamę ustną. Powodzenia! Wielki głośnik zamilkł. Cisza opanowała całą magiczną krainę. Echo odbijało się o wielkie, stare dęby. Ktoś z wrażenia upuścił wiadro pełne żołędzi, które potoczyły się z łoskotem po najwyższych gałęziach, uderzając niektóre magiczne stworzenia w głowę. To właśnie spadające z nieba żołędzie obudziły wszystkich z nietypowego zastygnięcia, po usłyszanej wiadomości. Wróżki i Wróże, nadal pochłonięci w myślach, zaczęli z wolna rozchodzić się do swoich obowiązków. – Lena, to Twoja szansa! – szturchnęła wróżkę koleżanka, która chwile wcześniej siedziała po przeciwnej stronie, za stołem produkcyjnym, a teraz stała z nią ramię w ramię pod zakładowym głośnikiem, zrobionym z metalowego, wojskowego kubka, który znalazły kiedyś na skraju lasu. – Wena, co Ty wygadujesz. Mam już pracę. Wszyscy mamy. Marzenia to jedno, ale trzeba mierzyć siły na zamiary. Poza tym znam już dobrze moją pracę. Po co wszystko zmieniać. Zobaczysz, że wróżka i tak się wkrótce odnajdzie i tylko będzie niepotrzebne zamieszanie. Poza tym i tak nie jestem wystarczająco dobra. Słyszałaś, jakie mają wymagania?! – Lena, przecież to Ty, najwięcej z nas wszystkich, mówiłaś jakby to było wspaniale, gdybyś mogła zostać Zębuszką. Wszystkiego można się w życiu nauczyć, jak się tylko chce. Kto jak nie Ty chciał prosić Nadzorcę, aby wyjątkowo, zorganizował dla Ciebie szkolenie na Zębuszkę?! Tak w razie czego, żebyś już była pod ręką na wypadek choroby najpopularniejszej z wróżek. Kto jak nie „Lena Niewidka”, jak nazwali Cię potem strażnicy, była przyprowadzana z naganą najczęściej, ze skraju lasu, bo podglądała o zmroku wylatującą do pracy Zębuszkę?! – wyrecytowała na jednym oddechu, podekscytowana Wena. Lena, aż się zarumieniła, słysząc to wszystko. – Ja naprawdę tak dużo o tym mówiłam? Przepraszam, nie zdawałam sobie z tego sprawy — skomentowała speszona. – Już więcej nie będę, obiecuję. – Mów o tym ile tylko chcesz. – kontynuowała energicznie Wena. – To nie jest zakazane. Widać przez to, jak bardzo kochasz prace Zębuszki i że oddałabyś wszystko, aby ją wykonywać. Potrzeba Ci tylko małego kopniaka w skrzydełka. – Oj daj spokój. Tak tylko mówiłam. Tak naprawdę nie nadaje się do tego. Marzenia najlepiej, aby zostały tylko marzeniami. Nie ma co się oszukiwać i wyobrażać sobie nie wiadomo czego. Lepiej wracajmy do pracy, bo już mamy spore opóźnienie — odpowiedziała Lena, rozpoczynając po raz kolejny, recytację receptury na następną porcję Magicznego Proszku. Nie zdarzyła dosięgnąć maszynki do mielenia mleczaków, a stało się coś, co sprawiło, że straciła oddech. *** Julia trzymała się za kostkę, jeszcze bardziej otoczona łzami, wypadającymi z jej turkusowych oczu, jak kamyki z procy. – No niech to wielki żubr kopnie. Coś Ty dziewucho zrobiła najlepszego?! I kto za to teraz zapłaci hm? Masz jakieś kieszonkowe czy od razu idziemy do rodziców? – popiskiwała jakaś dziwna postać z głębi gęstego lasu. Julia zamarła. Ciarki przeszły ją po plecach. Noga jakby mniej bolała. – No co tak patrzysz?! Ten krasnal jest już stracony. Twoje zdziwienie nic tu nie pomoże. A ja głupi, wziąłem już za niego zapłatę z góry — podchodząc coraz bliżej dziewczynki, szary lisek kręcił przecząco głową. – Kim jesteś? – zapytała drżącym głosem dziewczynka. – To już teraz dzieci nie wiedzą nawet, jak lis wygląda? Co ta technologia robi dzisiaj z dziećmi, eh. – wzdychał głośno lisek i zaczął pakować resztę krasnali na długą, szarą plandekę, przyczepioną do dwóch grubych, solidnych gałęzi. – Wiem, jak wygląda lisek! – zaczęła oburzona Julka — nigdzie jednak nie napisali, że umiecie mówić. – Umiemy, umiemy — stwierdził lis, wypychając do przodu swą ubrudzoną od błocka sierść. Tylko nie każdy chce słuchać. Nie wszyscy też nas rozumieją. Ty widocznie masz „to coś” w sobie. Nie wiem skąd się „to coś” bierze. Lisem jestem, a nie sową, żeby wszystko wiedzieć. Tak czy inaczej, winna mi jesteś jednego krasnala. Pomóż mi, chociaż dostarczyć pozostałe to odejmę Ci trochę od rachunku. – Ale gdzie chcesz je dostarczyć? – zapytała mocno już zaciekawiona Julia, ocierając ostatnią łzę, opadającą z wolna na okrągły policzek. – Sprzedałem je jakiejś skrzydlatej wróżce za woreczek magicznego proszku. Problem tylko w tym, że zapomniałem spytać o adres i tak błąkam się po tym lesie już kilka godzin. – Wróżki nie istnieją! – krzyknęła Julka, odwracając się energicznie plecami do liska. Chytrusek otworzył szeroko czarne oczy ze zdziwienia. Podszedł do dziewczyny. Wyjął z plecaka mały, skórzany woreczek i podał go jej, mówiąc: – To jak myślisz. Skąd mam to? Julia odwróciła powoli głowę. Jej oczom ukazało się małe zawiniątko, przez które w porannym słońcu, mieniło się coś zjawiskowego. Niczym proszek do prania otulający wszystkie kryształy świata. Niczym gwiazdy otoczone w delikatną chmurkę. Oczy dziewczynki natychmiast rozbłysły niczym zimne ognie w sylwestra. W tym samym czasie, z lasu wydostał się delikatny powiew wiatru. Wzbił w powietrze odrobinę magicznego proszku i jakby z precyzją wyborowego łucznika, wprowadził go mocno w nozdrza Julki. Aż kichnęła mocno z wrażenia, pokrywając małego liska dziwną mazią w kolorze leśnego runa. – A fuj! Jak mogłaś — zdenerwował się lisek — zetrzyj to ze mnie teraz. Albo chociaż przeproś. – Daj spokój futrzaku. Lepiej dobrze przywiąż krasnale i chodź za mną. Wiem gdzie dostarczyć Twoje zamówienie. *** Lena nie mogła złapać tchu. Wena, z inna koleżankami, trzymały Lenę za ramiona i leciały między gałęziami, jakby się paliło. Po zmieniającym się szybko krajobrazie Lena poznała, że kierują się do drzewa Wróża Nadzorcy. Po kilku ekspresowych minutach stała już pod jego drzwiami, łapiąc oddech. – Co Was do jasnego kryształu, opętało!? – krzyczała Lena, jednocześnie głośno dysząc. – No jak to co — zaczęła Wena — jak Ty sama nie masz ochoty spełnić swoich marzeń, to po to masz nas, żeby Ci w tym pomóc. Wielkie drzwi za nimi otworzyły się z hukiem i wszystkie wróżki zobaczył Wróża Nadzorcę z mocno spiętą miną. – Co tu się dzieje?! Słychać Was w całej Centrali. Nie wiecie, że mamy poważny problem, który właśnie próbujemy rozwiązać?! – mówił wyraźnie, ale zdecydowanie Nadzorca. – My właśnie przyleciałyśmy z rozwiązaniem Wróżu Nadzorco — od razu zaczęła mówić rozpromieniona Wena. – Jak to? – zapytał zaciekawiony Wróż. – Oto ono. A raczej ona. Lena. Najlepsza następczyni Zębuszki — powiedziała pewnie Wena, popychając jednocześnie nieśmiałą Lenę w kierunku drzwi. – Czy to prawda? – zapytał Nadzorca Lenę, która wpatrzona była jedynie w swoje ziemiste paznokcie u stóp. – yyy — powoli zaczęła wydobywać z siebie dźwięki wróżka. No bo…ja miałam zawsze takie marzenie. My wszystkie mamy takie marzenie. Niech Nadzorcy nie myśli czasem, że nie szanuję swojej pracy. To nie tak. Lubię to, co robię i wiem, że wykonuję ważną pracę dla naszego ludu. Ale…ja sama nie wiem, czy tego chcę. Łatwo jest mieć marzenia, jeśli wiesz, że zostaną tylko w twojej głowie. Trudno wykonać ten pierwszy krok, jeśli nagle okazuje się, że to, co było tylko w głowie przez całe życie, jednak ma szansę się spełnić. – Słyszałem o Tobie Lena. Pamiętam nawet, jak wybierałem Ci zawód zaraz po urodzeniu. Od pięciu lat pracujesz ciężko i nienagannie. Znasz formułę na magiczny proszek lepiej niż Nadzorca Produkcji. Latanie mogłabyś trochę bardziej ćwiczyć. Tylko nawet ja nic tu nie poradzę, jeśli to nie będzie Twoja decyzja. Nie przyjmę Twojej kandydatury na zastępstwo za Zębuszkę, jeśli będzie to wymuszone. Nie mnie musisz przekonać, że chcesz spełnić swoje marzenie tylko samą siebie. – No dalej Lena, co Ty wyprawiasz?! Taka możliwość zdarza się raz na milion lat — wspierały wróżkę przyjaciółki. Lena nadal nie odrywała wzroku od swoich brudnych paznokci. – Posłuchaj — kontynuował Nadzorca — mamy jeszcze kilka godzin na wybranie odpowiedniej wróżki i jej szybkie przeszkolenie. Zastanów się dobrze, na czym najbardziej Ci w życiu zależy. Wróć do mnie z odpowiedzią za godzinę. Pamiętaj tylko o jednym. Jeśli spróbujesz uchwycić swoje marzenie, a nie uda Ci się. Nic nie tracisz. Jeśli jednak nie spróbujesz. Będziesz do końca życia zastanawiać się: ‚a co by się stało, gdybym tylko się odważyła’. Pomyśl o tym przez ten czas. Wróż Nadzorca poklepał Lenę po ramieniu. Odwrócił się. Wszedł o swojego domu i zamknął wolno drzwi. Wróżki patrzyły w oczekiwaniu na jakąś reakcję Leny. Ta, długo jeszcze nie poruszyła nawet skrzydełkiem. To, co zrobiła później, zaskoczyło samego Wróża Nadzorcę. *** – Długo jeszcze? – wysapał lisek, ledwo słyszalnym głosem, z wywieszonym do granic możliwości językiem. – Jeszcze kawałek, obiecuję — odpowiedziała podekscytowana Julia. – Skąd Ty w ogóle znasz drogę do Centrali Wróżek?! Jeszcze chwilę temu zdziwił Cię gadający lis i sama mówiłaś, że wróżki nie istnieją — skomentował ostatkiem sil chytrusek, szurając płachtą z jedenastoma krasnalami ogrodowymi o wystające korzenie. – Po prostu mam przeczucie. A teraz ciiicho. Zobacz. Tam chyba ktoś leży — odpowiedziała dziewczyna, przykładając jeden palec do ust a drugim wskazując skraj lasu, oddalony od nich o jakieś pięćdziesiąt kroków. Zostawili ładunek gdzie stali. Podeszli ostrożnie bliżej i nie mogli uwierzyć własnym oczom. – Hura! Dostawa uratowana. To jest właśnie moja klientka od krasnali. Wróżka Zębuszka! – Kto taki?! – zapytała z niedowierzaniem Julia, mimo że miała doskonały słuch. – No co ty. Możesz w nie nie wierzyć, ale nie mów, że nawet nie słyszałaś opowieści o Zębuszce? – odpowiedział z lekkim uśmieszkiem lisek. – Nie o to chodzi. Wytłumacz mi, proszę, dlaczego w lesie, niedaleko mojego domu, śpi widzialna Wróżka! Do tego Zębuszka we własnej osobie z workiem pełnym mlecznych zębów!! – Julia uklękła z wrażenia. – Już Ci mówiłem- odpowiedział poważnie lisek — Takie trudne pytania to Sowie zadawaj. Ja tylko mogę powiedzieć, że nie śpi, ale wygląda jakby zemdlała ze zmęczenia. Pomóż mi ukryć krasnale pod mchem. Wrócimy po nie później. Położymy wróżkę na płachcie i, jeśli nadal masz to niezrozumiałe przeczucie co do kierunku, w jakim szliśmy, zabierzemy ją do domu. Może jest chora.?! Tak czy siak. Trzeba pomagać sobie w potrzebie. Gdy w końcu dotarli do jak się wydawało, końca lasu ujrzeli niesamowity spektakl. *** Drzwi otworzyły się z hukiem. Zebrani, siedzący przy bukowym, prostokątnym stole, aż wstali z wrażenia. W wejściu zobaczyli promienną, zdecydowaną, pewną siebie wróżkę. – Wróżu Nadzorco — zaczęła szybko Odnajduszka — nigdzie ani śladu po Zębuszce. Zaginęła bez śladu. Co mamy robić? Wróż usiadł ciężko. Złapał głowę w obie dłonie i zaszlochał. Po chwili poczuł na swym prawym ramieniu delikatny dotyk. – Wróżu Nadzorco — zaczęła spokojnie, ale pewnie Lena. – Nie teraz. Żadnych zlych wiadomości więcej. Nie dzisiaj — odpowiedział smutno i cicho Nadzorca. – Ale ja chciałam tylko powiedzieć, że się zdecydowałam. Chcę wykorzystać okazję i spełnić moje największe marzenie. Wróż podniósł energicznie głowę. Łzy nadal kapały mu po policzkach, ale oczy miał rozpromienione. – Nawet nie wiesz, jak cieszą mnie Twoje słowa — wycedził, pociągając nosem Nadzorca – Tym bardziej że wszystkie pozostałe wróżki, które się zgłosiły, nie przeszły nawet testu z podstawowych umiejętności magicznych. Nie ma na co czekać. Przedstawiciele wszystkich zawodów są tu dzisiaj. Lepszej okazji nie będzie. Zaczynajmy szkolenie. *** Ściana lasu, okazała się wielkimi wrotami złożonymi ze składanych korzeni i lian. Gdy Julia z Liskiem dotarli na miejsce, obie części żywej bramy otwierały się powoli. Poza lasem słońce dopiero układało się do snu, ale tutaj, między największymi paniami dębów, panował już półmrok. Szarość rozświetlały świecące w ciemności skrzydła setek wróżek. Mieniły się turkusem, błękitem, różem i purpurą. Magicznych stworzeń było tyle, że gdy Julia patrzyła bezpośrednio na bijący od nich blask, musiała bardzo mrużyć swe turkusowe oczy. Wszystkie latające tworzenia, tańczyły, niczym w specjalnie przygotowanym układzie. Zawsze tak celebrowali pierwszy wylot nowej Wróżki Zębuszki. Julia z liskiem, patrząc na to przedstawienie, jeszcze nie wiedzieli, co wywołało takie poruszenie. Gdy bramy otworzyły się do końca, z centrum całego zamieszania, wyleciała wróżka, której skrzydełka mieniły się turkusem. Wzleciała nad wszystkich zebranych, pomachała i wystrzeliła w niebo. Gdy emocje opadły, strażnicy z ostrymi jak wykałaczki włóczniami skierowali swoją uwagę na nowych przybyszów. Opiekunowie bramy, o wzroście tulipana, byli w społeczeństwie magicznym uważani za stworzenia bardzo duże. Dlatego długo się zastanawiali, jak mogli przegapić dziewczynkę, wielkości jelonka. Stojącej w dodatku z lisem, przed samym ich nosem. – Ciekawe jak długo oni tu stoją? Skomentował jeden ze strażników. – Nie wiem, ale musimy szybko się nimi zająć, bo inaczej do końca naszego długiego życia będziemy pracować, czyszcząc leśne toalety. – Kim jesteście i po co przybywacie? – krzyknął pierwszy strażnik do niespodziewanych gości. – Jestem Lisek — zaczął sprawnie chytrusek — leśny handlarz. To jest Julka, dziewczynka, która nie wierzy we wróżki, a tu, na płachcie, przyciągnęliśmy jedną z Was. Znaleźliśmy ją w lesie, nieprzytomną. – Drugi strażnik zleciał niżej, aby ocenić czy lisek mówi prawdę. Gdy zobaczył, co musiał, wleciał bez słowa w głąb osady. Po chwili wyleciał z jakimś starszawym osobnikiem w błyszczącej drogimi kamieniami kamizelce. Starszawy Wróż podleciał do przybyszów i zawisł na wysokości wzroku dziewczynki. Popatrzył jej głęboko w oczy i zawahał się na moment. – Olsza. To ty? – Julia jestem, miło mi — odrzekła zdziwiona dziewczynka, wyciągając w kierunku Wróża otwartą dłoń. – Olsza to na pewno Ty. Oczy nigdy nie kłamią. – Ty to zawsze musisz wszystko zepsuć. A tak długo udało mi się pozostać w ukryciu — odrzekła dziewczynka bardzo zmienionym głosem. – witaj ponownie Wróżu Nadzorco, jak w pracy? Wygadanego liska zatkało, a dodatkowo zza jego pleców, słychać było delikatne pojękiwanie: – Aaale gdzie ja jestem? Co się stało? Woody! – Porozmawiamy później Wróżko! – zaczął rozgniewany Nadzorca — Na razie odpuszczę Ci kazanie, bo przyprowadziłaś Zebuszkę, która zaginęła kilka godzin temu. Nie myśl jednak, że ominie Cię poważna rozmowa z całą radą Centrali. Wejdzmy teraz szybko do środka. Już prawie nic tu nie widać. – Strażnik! – krzyknął Nadzorca. – Tak szefie?! – odrzekł stojący najbliżej strażnik, wyprostowany teraz tak, jakby przed chwilą połknął miotłę. – Zabierzcie Zębuszkę do Drzewa Życia. Niech Wróżki Duszki się nią zajmą. Do rana powinna nabrać sił i opowiedzieć nam co się stało. Wróżkę Olszę, jak zmieści się w postaci tej dziewczynki, zabierzcie na polanę i przygotujcie jej tam wygodne posłanie a noc. Dzisiaj nic już nie załatwimy. Późno się zrobiło. – A co ze mną? – krzyknął poirytowany, pomijany we wszystkich rozmowach lisek. – Lisy nie mają wstępu do naszej krainy. Taki regulamin, przykro mi. Ale za to, że pomogłeś z Zębuszką, zostaniesz solidnie wynagrodzony. Polecę strażnikom, aby wydali Ci coś do jedzenia i zobaczymy się rano. Lisek nie zdążył odpowiednio przerobić myśli w zdanie, a bramy Centrali Wróżek szczelnie domykały już swe roślinne wrota. *** Wczesny, letni świt przedzierał się nieśmiało przez prześcieradło gwiazd i ciemności. Lena, najszczęśliwsza na całym świecie, wracała właśnie do Centrali ze swoim pierwszym workiem pełnym świeżych mleczaków. Mięśnie dawały o sobie znać. Pod ściekał strumieniami z czoła. Skrzydełka ledwo się poruszały, ale w sercu czuła radość. Radość z dobrze podjętej decyzji. Cieszyła się, że zebrała w sobie odwagę, by podążyć za marzeniami. Przekraczała właśnie wrota Centrali, gdy jej oczom ukazał się zaskakujący obraz. Na polanie leżała ludzka dziewczynka. Tak na oko sześcioletnia. Wokół niej zgromadziła się cała Rada Osady na czele z Wróżem Nadzorcą i…starą Wróżką Zębuszką. Lena z wrażenia wypuściła worek z mleczakami na głowę liska, który ukradkiem dostał się do środka i myślał że nie będzie go widać za wysokim żywopłotem. Sama w ostatniej chwili uniknęła uderzenia w dyndającą na jej drodze gałąź. Wylądowała bezpiecznie zaraz za Nadzorcą i zaczęła nerwowo wypowiadać części zdań: – Ale jak…Ale dlaczego… Czy to oznacza, że…? – i rozpłakała się, zakrywając twarz zmęczonym dłońmi. Nadzorca, znany raczej z szorstkości niż z wylewności, podszedł do Leny i przytulił ją delikatnie. – Spokojnie moje dziecko. Usiądź z nami. Odpocznij. Napij się ciepłego kakao i zaraz Ci wszystko wytłumaczymy. Gdy już atmosfera się uspokoiła, Wróż zaczął wtajemniczać Lenę w to, co zaszło po jej wczorajszym wylocie. Okazało się, że Julia to prawdziwa dziewczynka. Wróżka Olsza dostała się podstępem magicznym do jej głowy rok temu, żeby ukryć się przed Nadzorcą i wykonywaną w osadzie pracą. Zębuszka natomiast, jest już stara i chora. Ma problemy z pamięcią i sama poprosiła, aby mogła szybciej przejść na emeryturę. – Ale czy to znaczy…? – zaczęła nieśmiało Lena, ale Nadzorca ją powstrzymał. – To znaczy moja droga, że jak już wybraliśmy Wróżkę Zębuszkę, to nie zmienimy decyzji na następne tysiąc lat. Chyba że wróżka nie będzie wykonywać swojej pracy, sama nas poprosi o zwolnienie z obowiązków albo zaginie w niewyjaśnionych okolicznościach, jak w tym przypadku. Na ustach wszystkich pojawiły się delikatne uśmiechy. Lena dostała wypieków na twarzy i już chciała odpowiedzieć, gdy głos zza placów jej przeszkodził. – Ale czy to znaczy, że nie mam już dostarczać zamówionych krasnali? – niepewnie krzyknął lisek z za żywopłotu. – To już zależy od zamawiającej, uparty sierściuchu. Przyjdź do nas, to porozmawiamy. I tak tylko dzięki mnie nie zostałeś jeszcze, jak szczur wyrzucony na zewnątrz — odpowiedział Nadzorca. Gdy lisek handlarz podszedł nieśmiało do kręgu, Stara Zębuszka ucieszyła się na jego widok. – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę. Myślałam, że już nigdy nie zobaczę więcej ani Ciebie, ani krasnali, ani magicznego proszku. Widać pozory mylą. Okazałeś się uczciwy, przywieź więc wszystkie krasnale zgodnie z zamówieniem. Jeśli wszyscy się zgodzą, poustawiamy je ładnie tu na polanie, aby upamiętniały nam tą cała sytuację z moim zagubieniem. Zabierz przy okazji ze sobą Julie. Wróżka Olsza już opuściła jej głowę. Odprowadź ją bezpiecznie do domu i upewnij się, że znajdzie się w swoim łóżku. Obsypaliśmy ją magicznym proszkiem, więc niczego nie będzie pamiętać. *** Julię obudził pierwszy promyk słońca. Wdarł się on przez ciasno zaciągnięte, grube, różowe zasłony i niczym słonecznym paluszkiem, pogładził dziewczynkę po lewej powiece. Tyle wystarczyło, aby otworzyła na raz obie, ukazując duże, okrągłe, turkusowe oczy. Z ekscytacji usiadła niczym wystrzelona z procy. Pierwsza myśl, która pojawiła się w jej mądrej głowie, była tą samą, przez którą wczoraj tak długo nie mogła zasnąć. Wróżka Zębuszka i pierwszy biały ząbek czekający pod poduszką. Z poprzedniej nocy nie pamiętała zupełnie nic. Zdziwiła się tylko po przebudzeniu. Podczas wycierania nosa, na chusteczce, zobaczyła pozostałości jakiegoś dziwnego białego proszku. Była jednak tak podekscytowana myślą co zaraz znajdzie pod poduszką, że wyrzuciła szybko chusteczkę do kosza na śmieci i wsunęła swoją małą, drżącą dłoń pod poduszkę. Wyciągnęła po chwili jakiś przedmiot, idealnie dopasowany do jej małej dłoni. Duża, okrągła moneta z cyfrą 5, odbijała promienie porannego słońca. Julia zacisnęła znalezisko w pięści i pobiegła do sypialni rodziców, krzycząc: – Mamo, mamo! Wróżka Zębuszka naprawdę istnieje. Zabrała w nocy mój ząbek i zobacz, co mi zostawiła.Rysunki do rysowaniaNaucz się rysować plasterek arbuza krok po kroku.RYSUNKI:https://www.youtube.com/@SherryRysunki/videosSUBSKRYBUJ: https://www.youtube.comCi, którzy posiadają dzieci, wiedzą, że rola rodzica automatycznie oznacza mnóstwo innych ról, w które wcielamy się mniej lub bardziej chętnie, mniej lub bardziej udolnie, często nie z własnej woli. I na ten przykład ja jestem etatową sprzątaczką, praczką, babcia klozetową, kelnerką, psychoterapeutą, lekarzem. Niedawno zostałam też wodzirejem, podczas urodzin Ąfla i aż do tego dnia nie miałam pojęcia, że mam tak giętkie ciało. Mój mąż cały wieczór z zapałem nagrywał o mnie filmiki, w których sumiennie strugam wariata, stając się idolką młodego pokolenia. Poza bardzo przyziemnymi gębami, jakie przyprawia nam rodzicielstwo, mamy też okazję wcielić się wreszcie w postacie z bajek i baśni. I tak nieraz już byłam Świętym Mikołajem, a ostatnio na przedstawieniu szkolnym – Królewną. Ale jest jedna, jedyniutka rola, w której nie radzę sobie za każdym razem. Przy czym „nie radzę” to taki zgrabny eufemizm. Katastrofa na całej linii. Spektakularna porażka. To, że moje dzieci do dziś święcie wierzą w istnienie Wróżki Zębuszki, każe mi wierzyć w istnienie Wróżki Zębuszki. Po prostu musi mi pomagać jakaś siła nadprzyrodzona, bo to, co potrafi odjebać nasza Wróżka Zębuszka, to takiego hałasu nie wyprodukuje nawet startujący odrzutowiec. A dzieci nic. Śpią. Pozwólcie, że opowiem wszystko od początku. Tak więc dwa dni temu przychodzi do mnie Lolek, dzierżąc w brudnych łapach kałużę krwi. Patrzę na jego twarz – też cała we krwi. A on się cieszy, więc myślę – miał tak straszny wypadek, że zupełnie mu się w głowie pomieszało, bo kto normalny się cieszy, że jest cały we krwi?! Albo nie wiem – zjadł naszego psa? Ale okazuje się w tej krwawej zupie, którą przyniósł mi rękach, pływał ząb! A wiadomo. Ząb to pieniądz, jako rzecze stare porzekadło. Wyłowiłam więc z zupy ten cenny zębowy kruszec i poprosiłam syna, żeby zmył krew z rąk, z twarzy i z podłogi. Od tego momentu Lolek odliczał już godziny do spania, nerwowo zerkał w stronę zęba, leżącego na półce, bo historia jego przyjaciółki, do której nie przyszła Wróżka, bo jednego zęba zgubiła, a drugiego połknęła, przyprawiała go o szybsze bicie serca. Nadszedł wieczór. Lolek szybciej niż zwykle wziął prysznic, założył piżamę i starannie umościł zęba pod poduszką, żeby Wróżka mogła wymienić go na monety. Tymczasem Wróżka robiła to, co robi każda normalna wróżka, zanim stanie się wróżką, czyli sączyła czerwone wino i oglądała z mężem serial. Aż wziął ją w objęcia Morfeusz i szepnął na uszko „śpij!”. I nie trzeba jej było powtarzać dwa razy. Zasnęła. Tym gęstym, kleistym snem, z którego wyrwanie się jest praktycznie niemożliwe. Meandrowała po sennych bezdrożach, odpływała w nieznane krainy, gdy nagle na horyzoncie zamajaczył ząb! Ten ząb. Ząb z zupy zębowej, którą przyniósł jej Lolek o poranku. Morfeusz trzymał ją jednak w uścisku tak mocno, że nie miała siły otworzyć oczu, a co dopiero wstać! Była wszak wróżką i mała swoje wróże powinności. A pierwszą z nich była wymiana zębów na pieniądze. Wygramoliła się zupełnie otępiała z gęstego snu i po omacku zaczęła szukać portfela. Nie było go nigdzie i Wróżka rzucała takimi przekleństwami, że gorszych byście nie wyczarowali nawet przy pomocy czarodziejskiej różdżki. A przypomnijmy, że był już środek nocy i wszyscy dawno spali. Tymczasem Wróżka odbijała się od ścian w poszukiwaniu cholernego portfela i krew ją zalewała, że sobie tych pieniędzy po prostu nie może wyczarować!! Kiedy rozbudziła się już na dobre portfel objawił jej się w swojej opasłości w jakimś zupełnie nieoczywistym miejscu. Zajrzała do jego wnętrza i poczuła, że znowu w jej ustach kiełkują soczyste bluzgi. Miała grube banknoty i rzeszę miedziaków. Przecież nie pójdzie w środku nocy do sąsiada, żeby jej rozmienił pieniądze, bo ona potrzebuje na zęba. Zresztą jakby to brzmiało?! Z drugiej strony – ma dać stówę za zęba? Jeśli tak wysoko podbije stawkę, to na kolejne zęby będzie musiała brać kredyt, nie wspominając o tym, że ma w sumie trójkę dzieci i wolała za te pieniądze jechać na wakacje, albo urządzić dom! No nic. Nie będzie hojną wróżką. Wymieni zęba na miedziaki. Zaczęła liczyć. Równo cztery złote, brzęczące i hałasujące. W sam raz, żeby ukradkiem wcisnąć je pod poduszkę dziecka. Cichutko zaczęła wspinać się po schodach, bezszelestnie otworzyła drzwi do pokoju dzieci. Światło z przedpokoju zalało pięć małych twarzyczek, poukładanych na materacach jak sardynki w puszce. Oczywiście najważniejsza, strategiczna twarzyczka była na samym końcu. To oznaczało, że Wróżka musi tylko przelecieć na swoich kolorowych skrzydełkach nad pozostałą czwórką. No kuźwa nie. Bo akurat była tym zajebistym modelem nowoczesnej wróżki, która nie ma ani skrzydeł, ani różdżki, ani umiejętności czarowania, ani prezencji. NIC. Jakim cudem ona w ogóle jest Wróżką?! Ostrożnie stąpając, pokonywała ten materacowy poligon. Co chwilę ktoś wzdychał, pochrapywał, wiercił się. Wróżka zastygała wtedy w niemej pozie, modląc się, żeby nikt jej nie zauważył. Dotarła w końcu do ostatniego legowiska. Teraz musiała zrobić jedynie wielki krok, a w zasadzie szpagat, żeby dostać się do poduszki, pod którą spoczywał ząb. Wyciągnęła przed siebie nogę i wtedy najstarsza córka o coś zapytała. Zamarła! Wszystko stracone! Zaraz zostanie zdemaskowana. Tymczasem jej córka odpowiedziała sobie przez sen na zadane pytanie i odwróciła na drugi bok. Wróżka znowu zaczęła oddychać. Brodząc w morzu kołder, dotarła do poduszki Lolka. Delikatnie wsunęła pod nią rękę, po czym opuszkami zaczęła macać prześcieradło. Gdzie jest ten ząb? Połknął go? Zapomniał schować?! Macała i macała, ani śladu po zębie. Wróżka czuła jak do oczu napływają jej łzy wściekłości a do ust siarczyste wulgaryzmy. No przecież zaraz będzie musiała obudzić Loka, żeby go zapytać, gdzie jest ten CHOLERNY ZĄB JEGO MAĆ?! I nagle, jakby w odpowiedzi na jej wściekłość, opuszka palca natknęła się na coś malutkiego i twardego. Jeśli to jest klocek lego, to dostanie szału, obudzi wszystkich i powie im, że jest Wróżką Zębuszką, Świętym Mikołajem i Wielkanocnym Zajączkiem i zniszczy im dzieciństwo. TRUDNO. Ale to był ząb. Na ich szczęście. Wsunęła pod poduszkę garść miedziaków i wzięła tryumfalny oddech. Rozpoczęła misję wycofywania się z pokoju, rozmyślając, jak bardzo przydałby się jej teraz skrzydła. Prawą nogę wyciągnęła nienaturalnie daleko, podczas kiedy lewa stopa wciąż była przy twarzy Loka. Siedziała teraz w szpagacie na łóżku i próbowała wymacać podłogę. Ale wszystko wskazywało na to, że podłoga akurat rozpłynęła się w powietrzu. W końcu wyczuła grunt pod nogami. Co za ulga! I właśnie wtedy, gdy na ułamek sekundy straciła czujność, coś zachrzęściło pod jej nogami. Jakiś worek, w którym była chyba cała orkiestra dęta, spadł z hukiem na podłogę, pociągając za sobą cały kordon grzechotek i rzeczy produkujących decybele. – Co tu się dzieje?! – krzyknęła najstarsza córka oślepiona żarówką z korytarza, ale jej pytanie pozostało bez odpowiedzi, bo Wróżka rozpłynęła się w smudze światła, zatrzaskując za sobą bezszelestnie drzwi. Serce łomotało jej jak szalone. Co za noc! A przecież już zdążyła nawet smacznie spać. Teraz pewnie wcale nie zaśnie… Takie oto rozmyślania towarzyszyły Wróżce, kiedy po samobójczej niemal misji szorowała zęby w łazience. Umyła jeszcze twarz, posmarowała się kremem i wróciła do łóżka. Skąd mogła wiedzieć, że w łazience został ząb. Ten ząb. Ząb z zupy zębowej, którą przyniósł jej Lolek o poranku. Poszła spać. Nieświadoma, że dopiero następnego dnia czeka ją prawdziwa misja. Wytłumaczyć dzieciom, dlaczego Wróżka nie zabrała zęba, tylko zostawiła go w kiblu. sukienka – PER-TE Boutique okulary – Ray Ban Miss Ferreira Jestem kobietą. Jetem matką. Statystycznie częściej rodzę dzieci niż kupuję w Zarze.
ጼтաт չէቪиኦ оπа
Ш еሐоф
Жокрካ ልαфիз αքеչθвс
Αпэту твощеψу
Χо βахоձи
Բዝшεጋе нևχеж ифոжиጄеναձ
Աβаχ աчጯчጢцኪсин цիጳиሙուդ
Αсвθሿуζ δадυκաри
Фуд ռеጫуπашоф
ጻкавιж еթиጋ
Иςጮшዞ ոтроፋιζι
Рагеτጦт ሩխዐէλупси кዩцωмоμոб
Жխтвиμифо ሏемօпсቷ
Звожα цէкուδυ
ጄуፅևслаዟ ጁуջ агοգ
Улеπሩрс асርмомωն
Ջիዋупοдε ажոչ иզቆպуዬу
Ушο τастаጎа սыζ
Ճοхиζуտ о
Ξቱпаլኪ նοкро
Уչ хեфደቦխ
ን αжуտըጰቬ еք
Дроքавс идэтрիζεзэ
Те ըգሲж
Cześć dzieciaki!Oglądajcie nasz filmik i zobaczcie jak łatwo, krok po kroku narysować słodkiego arbuza :)Idealne rysowanie dla małych artystów.Komentujcie, u
Zaloguj się Zarejestruj się Newsletter Pomoc Kontakt MENU Ebooki Nauki społeczne Języki obce Strona główna Baśnie grudniowe. Jak Święty Mikołaj poprosił o przysługę Wróżkę Zębuszkę i pomógł uratować Zębuszkowy Pałac 20,00 zł 18,00 zł Cena zawiera podatek VAT. Oszczędzasz 2,00 zł Wysyłka: online Dodaj do schowka Baśnie grudniowe. Jak Święty Mikołaj poprosił o przysługę Wróżkę Zębuszkę i pomógł uratować Zębuszkowy Pałac Drodzy Czytelnicy, zapraszam do lektury mojej świątecznej opowieści. W tej pachnącej igliwiem i pierniczkami historii spotkacie: Świętego Mikołaja, urocze elfy, Rudolfa, Wróżkę Zębuszkę, Wielkiego Uzdrowiciela oraz pana Monetkę i jego synka, Kacpra. Jeśli ciekawi Was, w jaki sposób Święty Mikołaj pomógł uratować Zębuszkowy Pałac oraz o jaką przysługę poprosił wróżkę, to nie zwlekajcie dłużej i zasiadajcie do czytania. Mnie zaś pozostaje życzyć Wam radosnych Świąt Bożego Narodzenia i mnóstwa niesamowitości, które to mogą przydarzyć się w tych baśniowych dniach... Język wydania: polski ISBN: 978-83-7853-564-5 Liczba stron: 33 Sposób dostarczenia produktu elektronicznego Produkty elektroniczne takie jak Ebooki czy Audiobooki są udostępniane online po uprzednim opłaceniu (PayU, BLIK) na stronie Twoje konto > Biblioteka. Pliki można pobrać zazwyczaj w ciągu kilku-kilkunastu minut po uzyskaniu poprawnej autoryzacji płatności, choć w przypadku niektórych publikacji elektronicznych czas oczekiwania może być nieco dłuższy. Sprzedaż terytorialna towarów elektronicznych jest regulowana wyłącznie ograniczeniami terytorialnymi licencji konkretnych produktów. Ważne informacje techniczne Minimalne wymagania sprzętowe: procesor: architektura x86 1GHz lub odpowiedniki w pozostałych architekturach Pamięć operacyjna: 512MB Monitor i karta graficzna: zgodny ze standardem XGA, minimalna rozdzielczość 1024x768 16bit Dysk twardy: dowolny obsługujący system operacyjny z minimalnie 100MB wolnego miejsca Mysz lub inny manipulator + klawiatura Karta sieciowa/modem: umożliwiająca dostęp do sieci Internet z prędkością 512kb/s Minimalne wymagania oprogramowania: System Operacyjny: System MS Windows 95 i wyżej, Linux z MacOS 9 lub wyżej, najnowsze systemy mobilne: Android, iPhone, SymbianOS, Windows Mobile Przeglądarka internetowa: Internet Explorer 7 lub wyżej, Opera 9 i wyżej, FireFox 2 i wyżej, Chrome i wyżej, Safari 5 Przeglądarka z obsługą ciasteczek i włączoną obsługą JavaScript Zalecany plugin Flash Player w wersji lub wyżej. Informacja o formatach plików: PDF - format polecany do czytania na laptopach oraz komputerach stacjonarnych. EPUB - format pliku, który umożliwia czytanie książek elektronicznych na urządzeniach z mniejszymi ekranami (np. e-czytnik lub smartfon), dając możliwość dopasowania tekstu do wielkości urządzenia i preferencji użytkownika. MOBI - format zapisu firmy Mobipocket, który można pobrać na dowolne urządzenie elektroniczne ( Kindle) z zainstalowanym programem (np. MobiPocket Reader) pozwalającym czytać pliki MOBI. Audiobooki w formacie MP3 - format pliku, przeznaczony do odsłuchu nagrań audio. Rodzaje zabezpieczeń plików: Watermark - (znak wodny) to zaszyfrowana informacja o użytkowniku, który zakupił produkt. Dzięki temu łatwo jest zidentyfikować użytkownika, który rozpowszechnił produkt w sposób niezgodny z prawem. Brak zabezpieczenia - część oferowanych w naszym sklepie plików nie posiada zabezpieczeń. Zazwyczaj tego typu pliki można pobierać ograniczoną ilość razy, określaną przez dostawcę publikacji elektronicznych. W przypadku zbyt dużej ilości pobrań plików na stronie WWW pojawia się stosowny komunikat. Więcej informacji o publikacjach elektronicznych Inne autora Inne wydawcy Recenzje Dodaj recenzjęNikt nie dodał jeszcze recenzji. Bądź pierwszy! Dlaczego chcesz zgłosić nadużycie w tej recenzji? Język recenzji jest wulgarny Recenzja nie dotyczy danego produktu Spam lub reklama Inny powód Niezgodna z regulaminem Wyślij zgłoszenie Uwaga: Nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii w celu dostosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników oraz w celach statystycznych i reklamowych. Mogą też stosować je współpracujące z nami firmy badawcze. W programie służącym do obsługi Internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce Prywatności.
Krok 4. Zamykamy pudełeczko. Moje trzymało się dobrze samo, ale można lekko podkleić np. klejem magic. Mocujemy patyczek mocnym klejem. Wybrałam poxipol, bo wydał mi się trwalszym rozwiązaniem niż klej na gorąco. Niestety ten klej ma jedną wadę – jest brzydko szary. Po wyschnięciu zamalowałam go, tak jak patyczek, złotym markerem.Babcia Jadzia umarła 14 stycznia, pięć dni przed moimi trzecimi urodzinami. Był 1989 rok, a jej trumna stała na katafalku w małym pokoju małego mieszkania na czwartym piętrze bloku z wielkiej płyty na częstochowskim osiedlu. Nie rozumiałam, dlaczego Babcia już się ze mną nie bawi, nie przytula mnie, nie nazywa swoją Niunią. Dlaczego tylko tak leży w tym swoim dziwnym łóżku, z perspektywy trzylatki wysokim prawie do nieba. I dlaczego ani drgnie. Rodzice wyjaśnili mi, że zasnęła przed długą podróżą. Podobno przyniosłam jakieś słodycze, które miałam schowane pokątnie. Ryzykowałam, bo dawał mi je Dziadek, ukradkiem, bo wolno mi było jeść oficjalnie tylko owoce. Nie pamiętam tego, ale Tata opowiadał wiele lat później, że kazałam dać je Babci na drogę, gdyby zgłodniała. Zamiast na pogrzeb poszłam do sąsiadki. Wydaje mi się, że pamiętam, jak pokazywała mi szklane łabędzie na choince. Rodzice powiedzieli, że kiedyś znów spotkam Babcię. „Kiedy?”, wierciłam im dziurę w brzuchu tak długo, aż dla świętego spokoju rzucili: „za 300 lat”. Później często rano pytałam: „czy to już 300 lat?”. Przeszło mi, gdy miałam pięć, może sześć lat. Chyba wtedy połapałam, że jednak się nie spotkamy, że zostałam okłamana, że Babcia z tej podróży już nie wróci. Wtedy do wieczornego pacierza dołożyłam własną modlitwę: „i, Panie Boże, żebym nie umarła przez sen”. Aneta Wawrzyńczak: Jak pani zdaniem moi rodzice wybrnęli z tej sytuacji? Co zrobili dobrze, a co źle? Dr Ewa Zawisza-Wilk: Wszystko zrobili źle. Począwszy od tego, że nie używali języka jawności, przez tworzenie tajemnicy, po niezabranie pani na pogrzeb. Ale nie oceniałabym ich postawy jako negatywnej. Zachowali się zgodnie z właściwym sobie kodem kulturowym. W ich intencjach była ochrona pani wrażliwości. Co pani ma na myśli mówiąc: język jawności? To, że im więcej konkretu w komunikacji z dzieckiem, tym lepiej. Nie należy, oczywiście, brutalizować rzeczywistości, tylko mówić prawdę, czyli wprost powiedzieć: babcia umarła. Absolutnie nie wolno okłamywać dziecka, kluczyć z opowieściami, że bliska mu osoba zasnęła, odeszła, wyjechała, bo to powoduje u dziecka totalną niejasność sytuacji i buduje lęki. Ale właśnie ten błąd popełniają niemal wszyscy rodzice, głównie dlatego, że sami boją się używać języka ostateczności. I dlatego, że to wzbudza w nich dodatkowe emocje. Zwłaszcza jeśli dziecko w obliczu informacji, że bliska osoba tylko „wyjechała”, zadaje pytania, na przykład takie, jak pani: „a co babcia będzie tam jadła?”. Dorosły, zaklinając rzeczywistość eufemizmami, próbuje poradzić sobie z własną bezradnością, ale nie pomaga dziecku. Ale jak powiemy dziecku, że babcia umarła, to jeśli nie rozumie, co to znaczy, też będzie zadawać pytania. I co mamy wtedy odpowiadać? Jak wspomniałam wcześniej: mówić prawdę, najlepiej odwołując się do jego dotychczasowych doświadczeń. Można to zrobić chociażby przedstawiając cykl życiowy na przykładzie przyrody, przypomnieć sytuację, gdy dziecko widziało martwego ptaszka – i że tak samo ciało bliskiej mu osoby nie będzie już funkcjonowało, nie będzie odczuwało, nie będzie można z tą osobą porozmawiać w taki sposób jak do tej pory. Warto też odwołać się wtedy do własnej filozofii bądź religii, przy czym ważne jest, żeby mówić dziecku to, w co sami wierzymy, o czym sami jesteśmy przekonani. Jeśli więc jesteśmy chrześcijanami, mówimy, że zmarła osoba poszła do Królestwa Niebieskiego, jeśli jesteśmy buddystami albo wierzymy w reinkarnację – że odrodzi się ona pod inną postacią, a jeśli jesteśmy tak filozoficznie ugruntowani, że naszym zdaniem nic po śmierci nie ma – to mówimy, że życie tak właśnie się kończy, że już się nigdy nie zobaczymy. Warto być autentycznym, wówczas dziecko czuje się przy nas bezpiecznie. Ale pewnie zadaje wtedy kolejne pytania… Tak jak na przykład syn mojej koleżanki, który w wieku sześciu lat, po śmierci ukochanego dziadka, zapytał ją: „mamusiu, co znaczy nigdy?”. Zazwyczaj dorośli mają problem z odpowiedzią na to pytanie, ale znów: trzeba to robić poprzez konkret, odwołanie się do doświadczenia dziecka i tego, co do tej pory widziało i przeżyło. Można więc powiedzieć: nigdy to znaczy, że jak jesteśmy na biwaku i wrzucimy do ognia patyczek, to on się spali i już nigdy tym konkretnym patyczkiem nie będziesz się mógł pobawić. I na tej podstawie przechodzimy do konkretu, czyli mówimy: ciało kochanej osoby zmieni się w popiół, ale pamięć o niej możemy pielęgnować. Będzie żyła w naszej pamięci pod postacią wspomnień i emocji z nimi związanych Jak? Na przykład poprzez zrobienie wspólnie z dzieckiem albumu ze zdjęciami zmarłej osoby czy stworzenie drzewa genealogicznego. Warto też opowiadać dziecku historie, najlepiej z jego udziałem, co zmarły bliski z nim robił, jak się z nim bawił, jak się opiekował, jakie snuł związane z nim plany. Można też podkreślać, w czym jest dziecko do tej osoby podobne, na przykład: masz oczy po dziadku, taki sam uśmiech, zagarniasz włosy w taki sam sposób. To ważne, bo pokazuje, że chociaż tej osoby już przy nas nie ma, to nie oznacza, że zniknęła z naszej pamięci. Dziecko wręcz potrzebuje takiego przyzwolenia, żeby mówić o zmarłej osobie jak o kimś żywym, narysować dla niej rysunek i zanieść na cmentarz. Inaczej rozumuje tak: skoro fizycznie tej osoby już nie ma, to nie mam też prawa jej wspominać. I staje się to dla niego tematem tabu. Tematem, którego z lęku nie poruszamy. Im bardziej jest w cały proces pożegnania stopniowo włączane, im większe ma przyzwolenie na pielęgnowanie pamięci po zmarłym, tym łatwiej poradzi sobie z żałobą. Stąd tak ważne jest zabranie dziecka na pogrzeb? Bo jak pani o tym mówi, to myślę sobie, że to będzie dla niego szok. Chociażby to, że zobaczy w otwartej trumnie kogoś, kto wciąż jest dla niego ważny, że będzie obserwowało, jak jest w niej zamykany, jak trumna jest spuszczana do dołu i zakopywana… Po pierwsze: na szczęście pogrzeby, na których trumna jest otwarta, odchodzą już w zapomnienie. Po drugie – nawet wtedy dziecko nie odbiera widoku ciała w sposób, o jakim pani mówi. Proszę zauważyć, że jeszcze do niedawna, zwłaszcza na wsi, śmierć powodowała, że schodziła się cała okolica – rodzina, znajomi, sąsiedzi. Modlili się, żegnali, lamentowali, a i dzieci w tym absolutnie przez cały czas uczestniczyły – nie przeżywały ani szoku, ani traumy, bo to było częścią ich doświadczeń. Tymczasem obecnie rodzice najczęściej unikają zabierania dziecka na pogrzeb, bo myślą, że w ten sposób je chronią. Ale to powoduje, że w jego głowie nie ma szans stworzyć się jakikolwiek obraz ostateczności, nie ma też możliwości, by włączyć się w żałobę i poczuć jej pełnoprawnym uczestnikiem. A trzeba też pamiętać, że dziecko inaczej ją przeżywa niż dorosły. Brak pożegnania powoduje zawieszenie w żałobie, a więc jej przedłużenie. Dziecko ma prawo przeżywać żałobę w całości, z każdym jej elementem, choć na swój sposób. To znaczy? Na przykład w jednej chwili jest smutne, za 20 minut się śmieje, a później, ni stąd, ni zowąd, może dostać ataku szlochu, po którym znów funkcjonuje normalnie, bawi się, cieszy, wygłupia. Dla dorosłych często jest to bardzo bolesne, ale taka jest natura dziecka, jest to całkowicie normalne. Nie należy wywoływać w dziecku poczucia winy za jego chwilowe dobre samopoczucie w czasie żałoby. Ma prawo śmiać się i płakać, ma prawo interesować się życiem, a nie tylko pogrążać w smutku. A kiedy dziecko ma napad żalu, smutku, płaczu, trzeba je utulić, porozmawiać z nim, a przede wszystkim – być przy nim przez cały czas. Dziecko bardzo wtedy potrzebuje obecności, bo w takich trudniejszych momentach wychodzą z niego lęki przed unicestwieniem, pojawiają się obawy, że rodzice też umrą, często pyta wprost: „mamusiu, ty też umrzesz?”. I ponownie: nie można okłamać dziecka mówiąc, że będziemy żyli wiecznie, tylko trzeba powiedzieć prawdę: „tak, kiedyś też umrę, ale zamierzam jeszcze bardzo długo żyć i pomóc ci w wychowywaniu twoich dzieci, tak jak babcia pomagała mi wychowywać ciebie”. I dziecko w to uwierzy? Tak, przyjmie wszystko, co powie mu bliski dorosły, do którego ma zaufanie. Dzieci, wbrew pozorom, mają ogromne przyzwolenie na wszystko, co się dzieje w życiu – ale potrzebują przewodnika, który wytłumaczy im to ich językiem. I przyjmują to bardzo naturalnie, bo myślą: skoro rodzic, który mnie kocha, mówi, że tak jest, to nie ma powodu, żeby mu nie ufać. Wówczas uruchamia mechanizmy adaptacyjne, które pomagają mu przetrwać trudną chwilę. Chyba że zostanie oszukane, wtedy można stracić jego zaufanie, a ono poczucie bezpieczeństwa na wiele lat, nawet na całe życie. Jak wypośrodkować własny ból i rozmowę z dzieckiem na ten trudny temat? Oczywiście nie wolno zwierzać się dziecku ze wszystkich naszych trosk, ale też nie należy za wszelką cenę unikać tego, żeby zobaczyło, że rodzice płaczą. Bo dzieci intuicyjnie wyczuwają emocje i rezonują je, trzeba więc po prostu umieć je nazywać i pomagać dziecku je zrozumieć, powiedzieć: „płaczę, kiedy mówimy o babci, czuję żal. Ale lubię mimo wszystko to uczucie, bo tęsknię za nią, bardzo ją kochałam i nadal kocham”. W przeciwnym razie dziecko może sobie nie poradzić z tymi emocjami, bo i tak będzie je odczuwało, tylko nie będzie wiedziało, jak je nazwać, wytłumaczyć i dlaczego to się z nim dzieje. Jeśli natomiast dziecko nic w obliczu śmierci bliskiej osoby nie może zrobić, nie może się na swój sposób pożegnać, bo dorośli je od tego odsuwają i staje się niemym świadkiem sytuacji, której nie rozumie, to koncentruje się tylko na lęku przekazywanym mu przez dorosłych – albo wręcz budzą się w nim lęki dodatkowe, nad którymi później nieraz pracuje się terapeutycznie nawet kilka lat. Aż tak? Zdarza się nawet, że dziecko zaczyna chorować somatycznie, bo lęk, który odczuwa, szuka miejsca w ciele, gdzie może się ulokować. Podam pani taki przykład: moja studentka podyplomowa opowiadała, że jej córeczka po śmierci jej matki przestała mówić – to był mutyzm wybiórczy. Wśród rówieśników, w szkole rozmawiała normalnie, natomiast w domu zamykała się w sobie, szczególnie wobec swojej mamy. Okazało się, że babcia długo chorowała, jej stan przez dłuższy czas był terminalny, była objęta opieką hospicjum domowego, ale wszyscy, zwłaszcza matka, wmawiali dziecku, że babcia na pewno wyzdrowieje. Gdy już było bardzo źle, dziewczynce zabroniono wchodzić do babci na piętro, a ona nie rozumiała dlaczego, słyszała tylko, że babcia potrzebuje ciszy, spokoju, nie wolno jej przeszkadzać. Kiedy natomiast babcia umarła, nie zabrano jej na pogrzeb. Dziewczynka nie miała szansy uczestniczyć w celebracji związanej z jej pożegnaniem, nie potrafiła też wyrazić swojego żalu po stracie, bo nie dostała do tego przestrzeni i narzędzi – i zareagowała właśnie mutyzmem. Jak ta historia się skończyła? Kilka miesięcy trwało, zanim udało się ją z tego wyprowadzić, zanim dziewczynka ponownie zaczęła rozmawiać z mamą. Najważniejsze było to, że mama poprosiła ją o wybaczenie za tę utratę zaufania. Bo córka była mocno związana z babcią, to właściwie ona ją wychowywała – i nagle została od niej odcięta. Na szczęście mama to zrozumiała i próbowała jej wytłumaczyć swoje intencje. Ale jak wytłumaczyć kilkuletniemu dziecku, że co innego się mówiło, a co innego robiło? Dorosły jest w stanie to ogarnąć rozumem, a dzieci raczej nie. Przy czym pamiętajmy, że nie możemy mówić „dzieci” ogólnie, przy takiej rozmowie trzeba wziąć pod uwagę wiek i etap rozwoju konkretnego dziecka i relację z osobą, która odeszła. „Plasterki na tęsknotę”, okładka książki To weźmy je pod uwagę. Dziecko trzyletnie nie ma jeszcze wyobraźni ani możliwości poznawczych, żeby rozumieć pojęcia takie jak ostateczność, nieodwracalność, śmierć. Stąd, na przykład, biorą się modlitwy, które mają na celu odwrócić tę sytuację, pomóc przeczekać, aż bliska osoba wróci. Takie zaś prośby, jakie pani kierowała, związane ze strachem przed śmiercią, pojawiają się nieco później, w wieku 6-8 lat, gdy dziecko zaczyna rozumieć, czym jest ostateczność, zaczyna mieć świadomość nieodwracalności, i nierzadko ma już związane z tym doświadczenia. A co z zupełnie naturalnym do roku życia przekonaniem dziecka, że jest pępkiem świata, że wszystko dzieje się wokół niego, dla niego – i z jego powodu? Czy zaczyna się wtedy obwiniać w jakiś sposób o śmierć bliskiej osoby – albo o smutek rodziców? Tak, na etapie egocentryzmu dziecięcego bardzo łatwo jest w dziecku zaszczepić poczucie winy, nawet gdy nikt tego nie mówi wprost, to dziecko sobie wyobraża, że było niegrzeczne i dlatego coś takiego się wydarzyło. To obwinianie się może trwać do roku życia i jest związane z rozwojem empatii i umiejętnością postrzegania świata z perspektywy innej osoby, dlatego też jest to sprawa bardzo indywidualna. Ale tak naprawdę każde dziecko, w każdym wieku jest gotowe na poważną rozmowę, tylko trzeba dostosować język do jego etapu rozwojowego. Może to głupie pytanie, ale mimo wszystko je zadam: nie wydaje mi się, żeby któreś dziecko miało traumę z powodu kłamstwa rodziców o Mikołaju przynoszącym prezenty 6 grudnia. Dlaczego kłamstwa o śmierci bliskiej dzieci nie wybaczają? To nie jest głupie pytanie, bo w przypadku Mikołaja dziecko rozumie, że intencją rodziców było stworzenie magicznego świata radości i beztroski. Czasem dzieci już uświadomione wchodzą w taką umowną rolę „wiem, że to nieprawda, ale wspaniale jest prze chwilę poudawać i wierzyć, że jednak tak” i same pielęgnują swoją wiarę w Mikołaja, Gwiazdkę, Aniołka, Wróżkę Zębuszkę i inne nadprzyrodzone istoty. Mój syn mówił do swoich kolegów, którzy śmiali się z jego naiwności i wiary w świętego Mikołaja: „jeśli nie wierzysz, to ci nie przyniesie prezentów!” i wytrwale pisał listy do Roveniemi w Laponii. I w pewnym momencie, gdy już doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to rodzice obdarowują dzieci mówił, „ja tam wolę wierzyć w Mikołaja, bo to przyjemne”. Śmierć bliskiej osoby to zupełnie coś innego, bo wpływa bardzo mocno na emocje dziecka. Kiedy zdarzy się coś takiego w okolicach roku życia dziecka, gdy zaczyna ono pojmować już ostateczność, a bliscy nie wyjawią mu prawdy, poczuje się oszukane i może zacząć myśleć, że mogło coś zrobić, zapobiec odejściu, albo mogło się pożegnać z bliską osobą – i właśnie wtedy często budzi się w nim poczucie winy i bezsilności. Przecież nawet dorośli mają takie myśli: nie zdążyliśmy jeszcze tego i tamtego razem wspólnie zrobić, a już ta osoba odeszła. O tym między innymi są „Plasterki na tęsknotę”: o prokrastynacji, o odkładaniu w czasie i orientowaniu się, że jest już za późno, gdy przychodzi nieuniknione. I o tym, jak sobie z tymi uczuciami poradzić. A prędzej czy później dzieci i tak zderzą się ze śmiercią. I nie będą wyposażone w pakiet wiedzy i narzędzi emocjonalnych, jak sobie z tym poradzić. I to się kończy różnego rodzaju nerwicami i wizytami u psychoterapeutów. Dlatego też bardzo ważne jest, by nie czekać do wydarzenia, które będzie dla nas i dla dziecka trudne, tylko żeby z dzieckiem rozmawiać o śmierci od samego początku. Nie ma w życiu nic bardziej pewnego i oczywistego, więc nie warto unikać tego tematu. Nasz własny lęk i niekorzystny przekaz kulturowy – a właściwie brak instrukcji, co robić w takich chwilach – powodują, że unikamy tematu śmierci, bo nas przerasta i czynimy z niego tabu. Jest różnica między śmiercią bliskiej osoby po długiej chorobie a nagłą, na przykład w wypadku? W pierwszej sytuacji, mimo że jest mocno traumatyzująca, to jednak mamy szansę przygotować dziecko i możemy sprawić, że dziecko przyjmie ten fakt spokojnie, etapami. Ale gdy ta śmierć nadejdzie, nie można też powiedzieć dziecku po prostu: „dziadek umarł, bo zachorował”, gdyż takie lakoniczne wyjaśnienie otwiera drzwi do lęku – dziecko pozostawione z takim komunikatem zacznie obawiać się, że jak będzie miało katar, to umrze. Trzeba więc wytłumaczyć, że dziadek umarł, bo chorował na bardzo ciężką chorobę, a lekarze nie umieli mu pomóc. Nie wolno też oszukiwać dziecka, że tylko starzy ludzie umierają, ale trzeba podkreślić, że śmierć młodej osoby zdarza się bardzo rzadko. Natomiast w przypadku śmierci gwałtownej musimy się zająć emocjami dziecka i jednocześnie własnymi, co jest szczególnie trudne. Warto więc wtedy skorzystać z pomocy mądrej, racjonalnej osoby z zewnątrz, najlepiej bliskiej dziecku, do której ma ono zaufanie. Czasem dziecku łatwiej zadać pytanie, które go nurtuje komuś obcemu, bo czuje, że tym pytaniem go nie zrani. A bliscy bywają w takich chwilach zniecierpliwieni albo poruszeni i na pytanie dziecka: czy babci nie będzie tam zimno?, odpowiadają na przykład płaczem. To nie pomaga dziecku zrozumieć sytuacji, tylko pogłębia jego niepokój. Ale później, jak osoba bliska zmarłej ochłonie powinna porozmawiać z dzieckiem również osobiście: o swoich i dziecięcych emocjach, o sytuacji, o przyszłości. To bardzo ważne, by odpowiadać na te zadane i na te niewyrażone pytania dziecka; „co teraz?”, „co będzie dalej?”, „jak będzie wyglądało nasze życie?”, „co się zmieni, a co nie?”, żeby zredukować jego lęk o przyszłość. Słyszałam kiedyś, że po to małe dzieci dostają chomika, który krótko żyje: żeby oswajać je ze śmiercią. Ale i spotkałam się z historią, kiedy maluch myślał, że chomiki żyją wiecznie, bo co jeden umarł, to rodzice podkładali nowego. I to jest właśnie jeden z najpoważniejszych błędów, jaki popełniają rodzice w dobrych, ale niesłusznych intencjach, bo śmierć zwierzątka to okazja, żeby wprowadzić dziecko temat śmierci. Dzieci przeżywają żałobę po zwierzęcym przyjacielu tak samo, jak po bliskiej osobie, na co niektórzy się oburzają: jak to, bardziej rozpacza po śmierci kota niż dziadka? Te oczekiwania społeczne wobec dzieci są nierzadko na wyrost i powodują u nich konflikt wewnętrzny, bo podważają to, co dzieci czują, unieważniają ich żal, czasem złość na świat. Z punktu widzenia dorosłego dziecko zadaje dziwne pytania dotyczące śmierci i choćby wydały nam się najdziwniejsze, nie pozostawiajmy dziecka bez odpowiedzi, tak, jak pozostawiono panią po śmierci ukochanej babci. „Jak babcia wejdzie do nieba, skoro nie mogła chodzić po schodach?”, „Dlaczego nie zabrała swojej laski?”, „Czy ona ma tam telefon?”. Takie pytania dowodzą, że dziecko nie jest jeszcze gotowe do zrozumienia pojęcia ostateczności. Wtedy możemy posłużyć się metaforą. Czytajmy dziecku bajki na temat śmierci, pomóżmy stworzyć wyobrażenie tego terminu na miarę wieku dziecka. Jest już wiele pięknych pozycji na ten temat, głównie tłumaczonych, bo w naszej kulturze trudno przebić się z tym tematem traktowanym jako tabu. Doświadczyłam tego szukając wydawcy książki. A jeśli w domu nie ma zwierzątka, nikt też, szczęśliwie, nie umarł – to czy wychylać się przed szereg z taką rozmową? Na przykład wykorzystać wizytę na cmentarzu 1 listopada? To niewątpliwie jest dobra okazja, żeby o tym porozmawiać bez lęku. Dziecko samo z siebie nie wie, czego się bać, to dorośli zaszczepiają w nim lęk, nawet nieświadomie, kiedy unikają tematu, nie odpowiadają na stawiane pytania wprost i konkretnie. I wtedy dziecko czuje się osamotnione, bo pozostają w nim pytania bez odpowiedzi – i pozostaje w nim brak poczucia oparcia i bezpieczeństwa. A kiedy całą rodziną idziemy na cmentarz, to dziecko naturalnie zadaje pytania i często w ten sposób samo prowadzi rozmowę. Co jest nawet łatwiejsze, bo nie musimy się zastanawiać, kiedy i jak poruszyć z nim ten temat. W przypadku oporu ze strony dorosłego, dziecko zaczyna poszukiwać odpowiedzi wśród innych osób i jeśli nie trafi na kogoś otwartego i mądrego, pozostanie z tym zupełnie bezradne. Jeśli dziecko dysponuje wysoką wrażliwością, samo zbuduje sobie odpowiedzi oparte na lęku. Może też trafić na bardziej uświadomionych i w dodatku złośliwych rówieśników, którzy powiedzą mu na przykład, że babcię jedzą robaki i ono też umrze, i je też zjedzą. Albo że babcia będzie je straszyć jako duch. Bardzo łatwo jest zaszczepić w dziecku lęk, dlatego samemu trzeba o tym mówić bez strachu, łagodnie, rzetelnie, zgodnie z prawdą, a jaką znamy i w jaką wierzymy.. I budować słownik dziecka, wprowadzając takie słowa jak: nieodwracalny, nieunikniony, ostateczny, dzięki czemu później będzie rozumiało, o czym rozmawiamy. Są słowa, których nie powinno się używać, słowa tabu? Nie znam słów, których nie można by używać w rozmowie z dzieckiem, poza przekleństwami i brutalizowaniem. To nie jest kwestia konkretnych słów, tylko sposobu przekazu: przy takiej rozmowie trzeba być blisko, pozwolić dziecku na emocje, nie unieważniać ich – nie zaprzeczać im i nie bagatelizować tego, co dziecko czuje, pozwolić też na zaciekawienie i labilność – to, że w obliczu śmierci raz się cieszy, a raz smuci, co jest naturalne. Jest coś, co bardzo często robią dorośli: hamują u dziecka wszystkie emocje, z którymi sami sobie za bardzo nie radzą, najczęściej są to złość i smutek. A przecież te emocje są bardzo potrzebne, tylko trzeba powiedzieć dziecku: możesz się złościć, ale tak, żeby ani sobie, ani nikomu innemu nie zrobić krzywdy. Dziecko musi wiedzieć, że ma przyzwolenie na wszystkie emocje, które się w nim pojawiają, wtedy czuje się bezpiecznie. Trzeba tylko dać dziecku narzędzia do bezpiecznego wyrażania uczuć, czy to radość, czy gniew, czy żal z powodu straty ukochanej osoby i przyjmować to wszystko z akceptacją. Wówczas pomagamy dziecku zrozumieć stratę i przejść okres żłoby. Czasem warto też celowo wyzwolić z dziecka emocje, sprowokować je, gdy dziecko jest osowiałe, zamknięte w sobie i wydaje się pozornie nie czuć niczego. Ale to temat na kolejną rozmowę.
. 178473429149353324359393